28 kwi 2009

W Polsacie to się dopiero zabawiają!



My tylko jeziorko oglądamy, ale widać dziennikarzom Polsatu takie wrażenia już nie wystarczają...

Dziennikarz at work



Filmik nagrany przez koleżankę i kolegów na szkoleniu. Tak się pracuje w dziennikarstwie ;)

27 kwi 2009

Refleksje w przerwie szkolenia

- W sumie to dobrze, że jest Palikot. Przynajmniej coś się dzieje.
- Wyobrażacie sobie, co by było gdyby go nie było?
- A co by było jakby nie było jego żołądkowej gorzkiej?!

Że też zawsze, kiedy spotka się kilka osób, rozmowa kończy się na alkoholu...
Ale o czym tu myśleć, kiedy za oknem takie widoki:


24 kwi 2009

Dowód na to, że można zrobić coś z niczego



Ach, ten melodyjny słowiański akcent :)

19 kwi 2009

Domowa szkoła fotografii

Uczę się trudnej sztuki fotografii. Prawda, że mam wdzięcznego modela?

O odchamianiu i władzy

Zaczęło się odchamianie Młodego, a raczej ukulturalnianie. Zabrałam go na premierę "Królowej Śniegu" do Teatru Lalek.

Mały zachwycony, choć muszę przyznać, że końcówkę już ledwo wytrzymał (półtorej godziny skupienia i ciszy to jednak abstrakcja).

Olek nie był zbyt chętny do komentowania przedstawienia podczas jego trwania, ale chłopiec obok na ofiarę swoich słownych docinek wybrał tytułową Królową Śniegu. Dowiedziałam się więc, jaka to ona podła, brzydka, nie lubi ludzi i "w ogóle". Takie to małe, a już by chętnie władzę obalał. To nam pokolenie rośnie!

Piosenka mi się przypomniała na tę okazję:

18 kwi 2009

ciąg dalszy nastąpił

Tak sobie myślę, że "VCB" to film także ( a może nawet przede wszystkim) o "chronicznym braku satysfakcji" (to kwestia Marii Eleny, czyli Penelope Cruz). Allen twierdzi, że każdy jest zadowolony ze swojego życia do czasu. Dopóki nie spotka kogoś mniej lub bardziej podobnego do hiszpańskiego malarza, Juana Antonio. Nie mówię tu oczywiście o wyglądzie zewnętrznym - chodzi o stosunek do życia i miłości. Daleki od konwenansów, czy jak mówi Cristina (Scarlett Johansson): "cliches of love".

W zetknięciu ze spontanicznym i wolnym artystą nawet Vicky, której wydawało się, że wie, czego w życiu chce i co sprawi, że będzie szczęśliwa, zaczyna się wahać. Jej permanentne szczęście zmienia się w ów chroniczny brak satysfakcji.

Czy tak musi być z każdym? Jeszcze nie wiem.

Film na pewno skłania do zastanowienia się nad swoim życiem. Choć, jak to u Allena zazwyczaj bywa, wszystko podane jest w sosie lirycznego komizmu.

Jak dla mnie 8/10.

A tu recenzja koleżanki współpracującej z "moją" Kulturą.wm.pl. Polecam.

17 kwi 2009

Chwile ulotne

No i po "Vicky Cristina Barcelona".

Jak wrażenia? Generalnie film mi się podobał.

O czym? O tym jak ludzie potrafią sobie skomplikować życie. A może raczej o tym, jak życie się potrafi skomplikować SAMO.


Jeden z moich ulubionych reżyserów, dwie moje ulubione aktorki (Johansson i Cruz) - już na starcie byłam pozytywnie nastawiona. Ale... nie ma tak dobrze. Od razu zraziła mnie narracja z offu. Nie znoszę tego po prostu. To dla mnie jak potwarz, sygnał od reżysera, że ma mnie za idiotkę, która nie zrozumie niuansów filmu. Jakoś się jednak do tego pierdzielenia Wszechwiedzącego Kogoś musiałam przyzwyczaić. Jak już się przyzwyczaiłam, to film naprawdę mnie wciągnął. Penelope jest po prostu genialna. Nie jest piękna, ale jest zjawiskowa - to coś o wiele więcej.

Jutro reszta recenzji. Spaaaaaać!

Nie ma tak dobrze

- podobno tak często mówię. Powiem i tym razem.

Godzina 15:00. Fajrant. Weekend. Wyłączam komputer. Żegnam się na całe dwa dni z koleżankami z pracy. Z kolegą na dziesięć. Mówi, że będzie tęsknił. Sam nie wierzy w to, co mówi ;) Ale fakt, że wolne mu już potrzebne. Dzisiaj odebrał telefon mówiąc: "Zwierzęta..." - dopiero po chwili zreflektował się, że zazwyczaj mówi "Redakcja WM.pl, słucham".

Tak więc wolne. Dla niektórych 2 dni, dla niektórych 10. Ważne, że wolne.

Wyszłam z pracy. 15:02. Autobus za minutę. Słonce świeci. Wystawiłam więc swoją bladą facjatę w stronę darmowego solarium. Minęły dwie minuty. Autobusu nie ma. Ale przecież fajnie jest - wolne, słońce świeci, wieczorem idę do kina na premierę nowego filmu Allena.

Minęły kolejne dwie minuty. Buzia mi się już chyba nawet opaliła. A przynajmniej zaczerwieniła.

Kolejne dwie.

Prawda, że pięknie świeci?

15:13. Jest. Przyjechał. Tylko czemu nie podjeżdża na przystanek? A zresztą...To nic. Dalej się opalam.

No, chyba w końcu pan kierowca zrozumiał, że ten tłum ludzi na przystanku zwanym Końcem Świata nie stoi sobie tylko dla przyjemności (choć, fakt, ja mogłam go zmylić). Wsiadłam. Włączyłam sobie Jedyne Słuszne Radio (Eskę Rock - żeby nie było, ze jakieś na literę M :]). I jest super. Ciepło, w uszach miła muzyczka a w głowie perspektywa mile spędzonych dwóch dni.

Pierwszy korek. Nie jest tak źle - nadal ciepło, w uszach miła muzyczka itd.

Drugi korek. Trochę za ciepło się robi.

Trzeci korek. Czy oni nie mają czego puszczać w tym radiu?!

Czwarty korek. "Oddychaj głęboko, Paulina, oddychaj. Stres piękności szkodzi, czy jakoś tak".

...

Kilka korków później. Godzina 16:40. Dom. (Tak, mieszkam w granicach miasta. Jeszcze. )

"A miało być tak pięknie" - jak to pięknie zawył Kuba Sienkiewicz w "Kilerach Dwóch".

Nie ma tak dobrze.

PS. Pierwsza notka z tego bloga jest jak najbardziej nadal aktualna :]

Zabiłam własne dziecko

Bez paniki. Na szczęście nigdy nie było żywe. Nota bene przez was, drodzy internauci.

Zginęło po cichu i nikt po nim nie płakał.

Filmik pasuje jak ulał.


Mieszkaj.wm.pl odchodzi w niepamięć (czyżby nie interesowało was wyposażenie wnętrz...?) Schedę po zmarłym serwisie przejmuje żyjący kilkakrotnie dłużej i z lepszym skutkiem dom.wm.pl.

16 kwi 2009

Kajtek vs odtwarzacz mp3

Dziś w redakcji odwiedzili nas uczniowie Szkoły Podstawowej im. Gazety Olsztyńskiej (tak, tak, jest taka szkoła) w Dywitach. Gdybym ja, będąc w ich wieku, wiedziała o Internecie i komputerach tyle, co oni... Niestety, moje pokolenie (piszę jak stara babcia, ale cóż.. lata lecą) nie miało jeszcze tak wcześnie dostępu do takich rozwiązań technologicznych. Szczytem marzeń był najpierw walkman (pamiętam swój pierwszy - różowy Kajtek), a później pierwsze odtwarzacze CD. Nikt jeszcze wtedy nie uwierzyłby, że na czymś wielkości baterii może się zmieścić kilka płyt z muzyką.

Ciekawe, o czym za 10-15 lat będą marzyły dzisiejsze niemowlaki. Własny poduszkowiec? Komputer wielkości pudełka zapałek?

A może jednak zatęsknią do naszych przedpotopowych czasów...?

Z góry

Będąc wczoraj na małej wyciecze rowerowej, trafiłam na znaną wszystkim dawnym, obecnym i przyszłym studentom, Górkę Kortowską. Nocna panorama Olsztyna naprawdę potrafi zrobić wrażenie. Tysiące kolorowych punkcików, ruchliwe światła samochodów i linia horyzontu przecinana co rusz albo jakimś zabytkiem albo ścianami najwyższych bloków. Z drugiej strony błyszcząca się w świetle księżyca tafla Jeziora Kortowskiego.

Nie widać brudu, korków, dziurawych ulic.

Taki Olsztyn kocham.

Choć nijak nie pasuje do niego hasło "Przestrzeń radości". Mimo że rano znów będę przepychać się zapchanym autobusem po zakorkowanych ulicach. Na przekór tym, którzy w swoim mieście potrafią widzieć tylko wady...

Czasami dobrze sobie popatrzeć na inny Olsztyn i nabrać dystansu do tego wszystkiego, co jest na dole. Koniec końców, ważniejsze są dla mnie w Olsztynie takie widoki niż budowa nowej drogi.